Starość a procesy poznawcze


W rozważniach o starości pojawiają się i nieustannie domagają odpowiedzi pytania: czy władze świadomości (poznawcze) pozostają nietknięte, a tylko niszczy się ich fizyczny substrat, czy też gdy wyczerpuje się materia, to wraz z nią zużywają się i rozsypują możliwości poznawcze człowieka jako bytu duchowego? Rzecz w istocie dotyczy zagadnienia, jak myśl przekłada się na słowa.

Stary model Noama Chomsky’ego o zgodnej współpracy struktury głębokiej języka ze strukturą powierzchniową – na wskroś racjonalistyczny, nie pasuje do tego problemu. Polega on bowiem na tym, jak myśl znajduje drogę do słów, które informują innych o pewnej myśli. Chomsky zakłada bezbolesny przekład myśli (głębi) na słowa (powierzchnię). Po drugie – natychmiastowy. To, co chcemy powiedzieć, znajduje łatwo wyraz w słowach, uzewnętrznia się w mowie. Po trzecie, dobór wyrażeń jest trafny.

Tymczasem (nie tylko) w starości szukanie właściwego słowa, określenia dla myśli (niejasnej) to proces trudny i bolesny. Trwa w czasie i nie zawsze kończy się udanym skutkiem. Najczęściej – nie. I wtedy umysł zbacza w ślad za „podręcznym” słowem, które prowadzi myśl w inną stronę.

Czym więc jest jasna myśl? Czy wewnętrznym rozpoznaniem idei, czy może tym, co zostało wyrażone w strukturze powierzchniowej, ujęte w słowach. Adam Mickiewicz wyraził tę wielką trudność w Wielkiej Improwizacji: język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie. Gdzie więc leży problem: w idei czy w wyrażeniu?

Natychmiastowy „przekład” wydaje się sprawą oczywistą, tymczasem każdy (nie tylko starzy) doświadcza problemu z ujęciem myśli w słowach. Wiedzą zwłaszcza o tym doskonale ludzie zawodowo parający się językiem – dziennikarze, pisarze, poeci, tłumacze, etc. Trud dobrania właściwego słowa do myśli, by ją oddał adekwatnie, jest przeszkodą na porządku dziennym. Ale nie mamy pewności czy myśl jest jasna, a słowa ją zaciemniają, czy też odwrotnie – dysponujemy sprawnym narzędziem jakim jest język, ale ciemna myśl nie znajduje adekwatnego ujęcia, odpowiedniego równoważnika wyrazowego, które by ją rozjaśniało. Bo skąd wiemy, że słowo, które nam się ciśnie „na usta” nie jest tym właściwym słowem? Czyżby więc myśl była i uprzednia, i jasna, bo wiemy nim ją wyrazimy? Szukamy słów dla myśli, a nie myśli dla gotowych słów. Znamy więc naszą myśl przed doborem wyrażeń.

W tym modelu starość to coraz dalsze rozłączenie myśli od narzędzia, języka, które się psuje. To, co otoczenie uważa za starczy bełkot, byłoby bezradnością zapanowania nad coraz mniej sprawnym mechanizmem wyrażania idei.

Która część tego mechanizmu psuje się w starości? Myśl? Język, a może obie równocześnie?

Czesław Karkowski

Dodaj komentarz