Coś (cz. 6)


Coś” – to taki fragment wymyślonej nierzeczywistości, który ma trochę wyjaśniać rzeczywistość.

Według Upaniszad cała wiedza, jaką dysponujemy, jest niewystarczająca i ułomna, gdyż jest częścią ograniczonego umysłu człowieka, który jest w stanie tyle poznać, nazwać czy opisać, na ile go stać. Na pewno małego człowieka nie stać na to, aby opowiadać o wieloświatach, bezczasach i nieskończonościach, które w miliardach, tryliardach lat są nie tyle „naukowo” opisywane, co desperacko wyśnione, jako forma zbiorowej psychoterapii.

Jest ku temu podatny grunt, dlatego wizyjne wieloświaty czy alternatywne rzeczywistości w czasach niepewności spełniają swoją rolę. Oskarowy film Everything Everywhere All at Once, po obejrzeniu, trochę przewrotnie zatytułowałbym: „Nic nigdzie coś”. Bohaterka, niczym uczony kosmolog, natrafia na klucz do multiwersum, i odkrywa wszystkie swoje drogi życiowe. Modne uproszczenia i rewelacje popularyzatorów fizyki kwantowej, teorii strun, czarnych dziur i ciemnej materii są dla twórców znakomitą pożywką, aby mamić poszukujących niwelacji własnego dyskomfortu. Filmowa „równoległa rzeczywistość”, w zderzeniu z mało satysfakcjonującym i umocowanym w realiach życiem, może być wspaniałą obietnicą, rajem, niebem, gdzie życie toczy się inaczej, w oderwaniu od realiów rzeczywistości.

Atrakcyjne? Raczej nie dla używających rozumu i wyobraźni świadomych czytelników Lema – dla nich to tylko zabawa. Ale dla frustratów, płaskoziemców i wszelkiej maści nawiedzonych teoriospiskowców czy prawicowych fanatyków – całkiem poważna propozycja. Bo zaraz się okaże, że obsesja na punkcie tego, co mogłoby być, to nie tylko niewinna zabawa, ale także realna możliwość głoszenia swoich mitów w „oparach nauki”.

Kosmologia hinduska z multiwersum oswojona jest od zawsze, w mniej lub bardziej dosłowny i plastyczny sposób ukazuje ideę świata czy wszechświata, który zawsze powstaje dzięki Stwórcy (przedstawionym w takiej czy innej mitycznej postaci). Problem ten jest obecny i opisywany w kulturze indyjskiej od bardzo dawna. W upaniszadach Brihadaranyak i Prasna pojawiają się fundamentalne pytania: kim jestem? czym jest ten świat? czym jest Bóg? Trzy pytania obejmują najwyraźniej trzy elementy rzeczywistości, odpowiednio: ludzi, naukę i ducha. Ale to Akhanda (niepodzielne, całościowe, nieprzerwane), dzięki paramatmanowi (czystej świadomości), gwarantuje anandę (stan szczęśliwości, błogostanu), która umożliwia astralne podróże do nieskończonej ilości wieloświatów. Można je sobie dowolnie wybierać. i poprzez wejście do umownej „króliczej nory” znaleźć się w nowym, wymarzonym, „innym” świecie. W tym nieustannym procesie przenikajnia się rzeczywistości, gdzie czas jest nieskończony, następują po sobie kolejne cykle. Obecny świat czy wszechświat już był, poprzedzony innym, a ten jeszcze innym. Cykliczność jest umowna, gdyż cały kołowrót narodzin światów i wszechświatów polega na ciągłym tworzeniu i destrukcji.

W ten wedyjski paradygmat bardzo dobrze wpisuje się kwantowy multiwszechświat, który ewoluuje i rozrasta się niczym kolejne gałęzie drzewa. Dharam Vir Mangla w Universe is a Dream of Brahman pomaga nam zrozumieć naszą podstawową naturę, tożsamość i istnienie naszego prawdziwego ja. Jako że wszystkich nas prześladuje odwieczne pytanie: „kim jestem?” – w swojej książce autor chciałby odpowiedzieć na nasze podstawowe pytania o sens. Według wed żywa istota nazywana jest zarówno jivatmą (pojedynczą duchową istotą), ale też Brahmanem, czyli Absolutną Rzeczywistością. Przyjmując różne postacie (do wyboru jednej z… 8 400 000 form życia), ewoluujemy, podlegamy metempsychozom i reinkarnacjom, ale nigdy nie osiągamy formy najwyższej Parabrahmana, czyli nad-brahmana albo inaczej, „szefa” wszystkich brahmanów. Może to i dobrze być po prostu w rękach kogoś, kto za nas decyduje?

W swym konformizmie, wygodnictwie i arogancji zabrnęliśmy zbyt daleko, aby w sytuacji bez wyjścia nie zafundować sobie kolejnej mega iluzji… aby, jak w wirtualnej rzeczywistości czy w psychodelicznych wizjach wskoczyć na inny poziom bytu, a przy okazji naukowo i technologicznie odświeżyć już nieco przykurzone mity, powstałe tysiące lat temu. Francuski antropolog i filozof, Lucien Lévy-Bruhl, twórca „teorii mentalności prelogicznej”, przestrzegał w niej przed zbyt pochopnym rezygnowaniem z rozumu i praw logiki w imię fascynacji czymś niezrozumiałym i trudnym do wyjaśnienia. Zwolennik mentalności prelogicznej odrzuca kategorię przyczynowości, dlatego prawa nauki są mu przeszkodą. Nie przypominam tej teorii w kontekście znakomicie wykształconych fizyków czy kosmologów-teologów, gdyż nie posądzam ich o mentalność prelogiczną. W ich przypadku proponowałbym termin „mentalności postlogicznej”, w odniesieniu do społeczeństw postmodernistycznych. Ich dobrze wykształceni przedstawiciele nie radzą sobie z szybko postępującymi zmianami, i dlatego coraz częściej poszukują sposobów na reaktywację iluzji i mitów w nowych, często naukowo opisanych uzasadnieniach.

Jak mówił strofizyk Victor Stenger: Tradycyjne wierzenia podane w naukowym języku zyskują w oczach wielu ludzi większą wiarygodność*. I nie chodzi tu bynajmniej o nadużycie, a raczej o przemyślaną strategię. W większości ortodoksyjnych, religijnie ukształtowanych społeczeństw, na wieść o takiej czy innej niewiadomej szybko pojawia się teofaniczne wyjaśnienie, które zamyka jakiekolwiek inne. Rozumowanie jako operacja umysłowa, zarówno dla przedstawicieli nauki z epoki prelogicznej, jak i epoki postlogicznej, jest niewygodne w obu sytuacjach. Poszukiwanie przyczyn choroby córki przez ojca w buszu australijskim, w XIX wieku, może mieć wiele wspólnego z poszukiwaniem związków i przyczyn nieskończoności wszechświata przez naukowca w XXI wieku.

Piszę o tym dlatego, że dostrzegam w tym manipulację. Mój mały umysł w moim ciele – czyli małego człowieka na tym planie bytu, w tym małym życiu – może brać własną odpowiedzialność za to, co może doświadczyć w ciszy swojej jivatmy. Ale usiłowanie przeprowadzania dowodu na niewidocznej, nienaruszalnej i niezmąconej ciszy uniwersum akhandy – to już nieskromna intelektualna uzurpacja. To, że z tej uniwersalnej świadomości wyłania się u każdego z nas jakaś cząstka jednostkowego poczucia siebie, jaźni, umysłu, w takiej czy innej cząstce materii, można sobie jakoś po swojemu poukładać. Intuicyjnie można wyczuć, że one wszystkie tworzą całość, i że żaden z tych wymiarów nie może istnieć bez pozostałych, tworząc rodzaj „bioenergetycznej membrany”, za którą objawia się sens oraz biologiczna i duchowa celowość, mająca być namiastką sensu i szczęścia. Jednak tu kończy się poznawcza sprawność poznającego naukowca, gdyż po prostu nie dysponuje nadsprawnością.

Lesław Kulmatycki

*Victor Stenger, Jak odpowiadać na argumenty teisty, tł.: Małgorzata Koraszewska (przekład artykułu na stronie: www.listyznaszegosadu.pl/pl/article_print.php?id=668082

Leslaw Kulmatycki, profesor Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, psychoterapeuta, religioznawca, specjalista w zakresie jogi klasycznej oraz technik relaksacyjnych, które poznawał w ośrodkach Australii i aszramach Indii. Wykłada i prowadzi praktyczne warsztaty oraz redaguje pismo dostępne na stronie: www.przestrzenrelaksacji.pl 

Dodaj komentarz