Filozofowie o starości (4) – Michel de Montaigne


Taka jest naturalna kolej rzeczy – Michel de Montaigne (1533-1592) na swój sposób podejmuje tę myśl i pisze w szkicu O wieku, że śmierć ze starości nazywamy „naturalną”, tymczasem w rzeczywistości jest to niezmiernie rzadki rodzaj śmierci. Używamy takiego określenia, jakby było przeciwnym naturze utonąć, umrzeć od zarazy, w wypadku albo w inny gwałtowny sposób. Codzienność wystawia nas na mnóstwo niebezpieczeństw, których wielu pada ofiarą. To raczej śmierć gwałtowna, znienacka, powinna być zwana „naturalną”. Umrzeć ze starości – pisze Montaigne – to rzecz rzadka i o wiele mniej naturalna.

Uwagi Montaigne’a są raczej o umieraniu, nie o starości, choć w podtekście czytamy: śmierć dla dawnych ludzi była problemem, natomiast starość była rzeczą rzadką. Śmierć gwałtowna – stąd popularne od średniowiecza tańce śmierci przedstawiające możnych i potężnych, młodych i zdrowych, za którymi już postępuje kostucha z kosą. Przesłanie: nigdy nie wiesz, kiedy nadejdzie. Spodziewaj się jej zawsze, w młodości, w kwiecie wieku, u szczytu sławy i wpływów. Starość jako taka nie była problemem, bo ludzie rzadko dożywali wieku, w którym w sposób „naturalny” gasłyby ich funkcje życiowe. Katon Młodszy, według Montaigne’a, uważał swój wiek, 48 lat, za bardzo dojrzały, który niewielu ludzi osiąga. Pamiętajmy, że średnia długość życia w czasach Montaigne’a była niska – w XVI to około 40 lat. Można nawet powiedzieć, wczytując się w słowa francuskiego myśliciela, że w tamtych czasach nie znano starości jako takiej. Jako przypadek rzadki uchodziła uwadze. Znano natomiast i to nazbyt dobrze – gwałtowną, niespodziewaną śmierć. To było zjawisko na porządku dziennym.

Montaigne wykorzystuje w swoim tekscie grę znaczeniową zwrotu: „śmierć naturalna”, jak w wizji Lukrecjusza, następuje ona wtedy, gdy życie dobiega naturalnego końca. Wraz z długością istnienia, czyli gdy kończą się siły witalne, natura wyczerpuje swe możliwości. Tymczasem autor wspomnianego tekstu używa słowa „naturalny” w sensie: typowy, zwyczajny, częsty, Śmierć ze starości, jako wyjątek raczej od reguły, „naturalną” nazywac nie należy. Śmierć ze starości to rzecz nadzwyczaj rzadka w świecie. Przeto „osobliwą łaskę” (Natury? Boga?), która usuwa takiemu wybrańcowi wszelkie niebezpieczeństwa, jakie los zwykł rzucać jak kłody pod nogi każdemu na drodze jego żywota, należy uznać za sytuację nadzwyczajną. Taki pomyślny zbieg okoliczności nie zdarza się często.

My dzisiaj 20-latków uważamy za całkowicie niedojrzałych, nieukształtowane jeszcze dzieci zgoła, bo i też średnia wieku wydłużyła się; młodzi ludzie wchodzą w życie dojrzałe – zawodowe i społeczne – znacznie później. Tymczasem według Montaigne’a dusza osiąga pełnię rozwoju w dwudziestym roku życia i wtedy właśnie decydujesię, kim będzie człowiek. Od tego wieku i ciało, i dusza zaczynają podupadać. Wraz z długością życia rośnie wiedza i doświadczenie, dusza rośnie, ale żywotność ciała, jego sprawność – o wiele ważniejsze atrybuty istoty ludzkiej – „więdną i omdlewają”. Niekiedy bywa, iż ciało pierwsze ulega starości, niekiedy znowuż dusza” (s.409). Ma my tu typowy dla tamtych czasów dualizm, skodyfikowany później przez Kartezjusza w doktrynę filozoficzna: oba czynniki prowadzą własną, odrębną egzystencję.

W szkicu O żalu uwagi na temat starzenia kończy Montaigne słowami: Jest to potężna choroba, wślizgująca się naturalnie i niepostrzeżenie: trzeba wielkiego zasobu starań i wielkiej uwagi, aby uniknąć ułomności, jakimi nas obciąża, albo przynajmniej osłabić ich postęp. Czuję, że mimo wszelkich moich szańców zdobywa ona na mnie piędź po piędzi. Stawiam jej opór, ile mogę. (tom III, s.65) Starość traktuje jako chorobę, czyli jeszcze jedną naturalną przypadłość, która niszczy ciało. Możliwe jest spowolnienie jej postępu, ale nie sposób tego „schorzenia” zatrzymać, tym bardziej – cofnąć, wyleczyć się zeń, jak z wielu innych chorób, kiedy to po wzięciu odpowiednich lekarstw, odpoczynku, walce ze słabością, człowiek wraca do siebie. W starości ciało zgodnie z prawem natury musi ostatecznie umrzeć.

Nim jednak to się stanie, także i świadomość człowieka zmienia się na gorsze. Montaigne wytacza cały szereg typowych inwektyw przeciw starzeniu się, które przynosi nam więcej zmarszczek w mózgu niż na twarzy (ibidem). I to go (i nie tylko jego) najbardziej przejmuje: moralna strona starości coraz gorszej etycznie, coraz silniej ujawniającej naganne cechy charakteru, które tylko kulturowo maskujemy pod nazwami określającymi właściwości społecznie akceptowalne (jak: zgryźliwość – mądrością, a skąpstwo – roztropną oszczędnością). Niewiele to zmienia w rzeczywistości, oznacza tylko konieczną akceptację społeczną dla ludzi w podeszłym wieku. Z czasem ich dusze psują się, degenerują. Tak jak ciało staje się brzydkie fizycznie, również i dusza staje się brzydka moralnie, a przy tym poznawczo niedołężna. Jednostka ludzka, jak wszystko w naturze, podlega bowiem procesowi wzrostu i upadku, przedstawionemu np. przez Lukrecjusza.

Czesław Karkowski

Dodaj komentarz