Filozofowie o starości (5) – Artur Schopenhauer


Ząb starości, który nadgryza stopniowo siły umysłowe* nie dotyczy właściwości moralnych, twierdzi Artur Schopenhauer (1788-1860) w drugim tomie rozprawy Świat jako wola i przedstawienie. Tym różni się zasadniczo od Arystotelesa i pokoleń jego następców, dla których starość to całkowita degeneracja ciała i ducha, w tym degrengolada cech moralnych. Podeszłym wiekiem wstrząśnięty był, na przykład, Francisco Goya, który przedstawiał potworne postaci starców. Fizyczna brzydota wizerunku miała komunikować przede wszystkim zapaść moralną, transformację etyczną w kierunku wynaturzenia i upodlenia czegoś, co niegdyś było całkiem prawą jednostką ludzką: ku takim otchłaniom nikczemności i zidiocenia prowadzi starość…

Koncepcja Schopenhauera jest jakby zwierciadlanym odbiciem refleksji nad starzeniem od starożytności począwszy, a znajdujących ukoronowanie w koncepcjach Arystotelesa oraz Lukrecjusza (i stoików). Czym dla tego ostatniego jest materia w jej ciągłej transformacji, nieustannej przemianie, tym dla niemieckiego filozofa jest wola, idealna rzecz sama w sobie, czyste „chcenie”, prące naprzód ku nowym formom życia. Materia Lukrecjusza buduje i niszczy, tworzy i unicestwia, znajduje się w ciągłym ruchu przemian. U Schopenhauera identycznie – ślepa, metafizyczna potęga woli tworzy i niszczy, niweczy w parciu do zaistnienia, znalezienia formy egzystencji w świecie.

Sposób myślenia człowieka w różnych przedziałach wiekowych to mieszanina trwałości i zmienności. Nie ma tedy jednego, uniwersalnego podmiotu poznającego, tak jak nie istnieje jeden, jedyny wzorzec epistemologiczny. Podmiot transcendentalny jest fikcją zrodzoną z bezradności filozofii. Świadomość człowieka w wieku dojrzałym i świadomość starca nie funkcjonują tak samo. Choć to jeden i ten sam człowiek, nie poznają sami siebie, jawią się sobie jako niemal obcy, dwaj różni osobnicy: starzec dziwi się sobie w średnim wieku, a dla młodzieńca czy dziecka starzec jest zgoła postacią z innego świata. Wiek młodzieńczy dziwi się staremu, nie jest w stanie pojąć takiego osobnika, jakim wkrótce sam się stanie. Wrogość młodości do starości wynika z niedowierzania i strachu przed nieuniknioną przyszłością. To blokada umysłu – ów sędziwy osobnik, to ktoś zupełnie inny, którego postać, niedołęstwo fizyczne i duchowe mnie nie dotyczy. Jak pisze Schopenhauer, pierwsza połowa życia wyśmiewa się z drugiej, a ta druga zazdrości pierwszej. Jednakże pozytywne cechy charakteru trwają przez całe życie. Cechy te nie giną wraz z wiekiem – tak jak słońce, gdy przeziera przez chmury zimowe. Dobroć serca starca sprawia, że jest bardziej czczony wraz ze słabością umysłu. Etyczność człowieka nie ulega niszczącej sile czasu. Pozostaje na niezmienionym poziomie, a nawet – zdaje się sugerować Schopenhauer – poprawia się, coraz silniej trwa przy swoich zasadach.

Dzięki woli mimo zmian utrzymuje się ciągłość osobowości – rozpoznajemy siebie jako tego samego człowieka: tym, co pozostaje stale to samo i nie starzeje się wraz z nami, jest właściwie jądro naszej istoty, które nie leży w czasie. Poza czasem jest wola, uniwersalna siła poruszająca wszystko, ale nią nic nie porusza. Tożsamość osoby polega na identyczności woli, która nie jest niczym innym jak tylko „chceniem”, dążeniem do życia, do istnienia. Stąd człowiek całą istotą stawia opór śmierci. W istnieniu zmienia się ciało i umysł, czyli ogólnie – poznanie; natomiast niezmienna jest wola, tj. skłonności, namiętności, uczucia. Mózg przypomina coraz bardziej rozedrgany instrument – pisze Schopenhauer. Z czasem pierwotne zdolności umysłu słabną i tak człowiek posuwa się krok po kroku w dół – ku całkowicie zdziecinniałej starości. Starość ciała to uwiąd władz fizycznych i umysłowych. Wszystkie siły organiczne ciała i ducha zużywają się, tępieją na starość, jedynie wola pozostaje niezmienna. Więcej nawet, okazuje na starość wzmożoną siłę, np. jako przywiązanie do życia.

Śmierć jako zniszczenie organizmu – nosiciela woli – jest tylko chwilą, w której znika świadomość. To tylko po trosze zanik i porzucenie istnienia. Stopniowo zanikają na starość namiętności i pożądania razem z wrażliwością na ich przedmioty, uczucia nie znajdują już żadnych podniet; albowiem siła wyobraźni słabnie coraz bardziej, jej obrazy są coraz mniej wyraźne, wrażenia już nie przykuwają uwagi, mijają bez śladu, dni biegną coraz szybciej, zdarzenia tracą swe znaczenie, wszystko blednie. Człowiek bardzo stary krąży dookoła lub spoczywa w swym kącie – już tylko cień, mara dawnej istoty. Cóż ma jeszcze śmierć zniszczyć? Ale wynika stąd, że całkowite ustanie życia jest dla woli doznaniem ulgi; umieranie to przebudzenie z koszmarnego snu. Obumieranie ciała jest przeciwne obumieraniu woli. Wola nie zanika i nie ginie, jest siłą prącą wciąż ku nowym formom istnienia.

Czesław Karkowski

*Wszystkie cytaty za: Artur Schopenhauer, Świat jako wola i przedstawienie, t. II, Warszawa 2013.

1 thoughts on “Filozofowie o starości (5) – Artur Schopenhauer

  1. Dzięki, Czesławie, za kolejny esej, a zarazem za książkowe wydanie, które już doszło do Wrocławia. Swego czasu, już dekady temu, trafiłem na Schopenhauera w poszukiwaniu wątków orientalnych, dotyczących natury świadomości w filozofii europejskiej; i raczej nie było zbyt inspirujące to, że – powołując się na jedną z jego myśli – każdy tkwi w swej świadomości jak w swojej skórze, i bezpośrednio tylko w niej żyje, dlatego z zewnątrz nie można mu pomóc… Gdy przyglądałem się koncepcjom filozofii indyjskiej, z których też Schopenhauer – mający spory wpływ na zainteresowanie myślą indyjską w Europie – korzystał, to jednak związek, o którym przypominasz (czyli podmiotu transcendentalnego z bezradnością filozofi) z zachodniej perspektywy nie może być inny. Indyjska koncepcja złudzenia (maya) przypomina ciągle i ciągle, że rzeczywistość, której doświadczamy, jest jedynie „projekcją” naszego o niej wyobrażenia. Tylko trudniej przejść do takiego „oderwania” i rozdzielenie podmiotu i przedmiotu, gdy ból w kolanie nie uznaje założeń indyjskiej filozofii, i jest po prostu konkretny i realny.

Dodaj komentarz