Coś (cz. 4)


Uważaj na człowieka, który mówi, że wie. (Jiddu Krishnamurti)

Kiedyś uczeń-sandhaka chcący poznać prawdę o sobie, spytał swego mistrza od medytacji o Brahmę, który w odróżnieniu od Brahmana jest konkretnym hinduistycznym stwórcą świata. – Powiedz mistrzu, kim lub czym jest? Ale mistrz nie odpowiadał, więc uczeń powtórzył pytanie. – Mistrzu pytam cię o Brahmę, powiedz, co myślisz?… Czeka na odpowiedź, ale nadal cisza. Zmienia więc nieco i bardziej konkretyzuje pytanie: Mistrzu powiedz mi kim jest Bóg? I… znowu cisza. Teraz już poirytowany, niemal krzycząc pyta: Dlaczego mi nie odpowiadasz? Po chwili mistrz cicho odpowiada: Uczę cię.

Przytaczam z pamięci, za jednym z aszramowych wykładów w Indiach, dotyczącym wcześniej wspomnianej Adwajta Wedanty. Wielokrotnie spotkałem się z podobną strategią „odpowiadania ciszą”, co miało być podpowiedzią dla pytającego, że to nie słowa, ale doświadczenie własne, osobisty „wgląd” może być jedyną wiarygodną odpowiedzią na tego rodzaju pytanie. Paradoks czy absurd odpowiadania ciszą staje się wartością i dowodem pojmowania niepojmowalnego. Co zatem zrobić? Można się nieco wycofać, zejść stopień niżej i zrezygnować z takiego czy innego konkretnego boga, a w zamian pytać nie o byt, lecz o transcendencję – sugerującą jedynie jakiś rodzaj procesu „wychodzenia poza”.

Przez rezygnowanie z bardziej szczegółowych pytań, owo COŚ nabiera wówczas nieograniczonych możliwości mutacji, przekształceń, zmieniających się nazw, cech i czego dusza teoretycznego fizyka-kosmologa sobie zażyczy, żeby do jego teorii pasowało. Przy okazji unika się kłopotliwych uszczegółowień cech takiego czy innego boskiego absolutu. Sama „transcendencja” natomiast jest na tyle „rozcieńczona”, że wszystko się w niej mieści i gdy będzie trzeba, to dodatkowo jeszcze zmieści.

Wracam jednak do pytania o Brahmę. Gdy o niego pytam, to stawiam siebie w pozycji ignoranta nie w znaczeniu braku oczytania w świętych księgach, ale braku podstawowego „doświadczenia rozumienia” istoty przekazu tych tekstów na poziomie psychologicznym. „Doświadczenie rozumienia” pomija słowa, bo w medytacji, czyli ciszy wszelkich świadomościowych poruszeń, zatrzymywany jest umysł dyskursywny, który, jak to bywa, chciałby mieć racjonalne wyjaśnienia. Co jednak wynika z ciszy? I co pozostaje wówczas zamiast tych słów? Raczej NIC niż COŚ. Załóżmy, że Mistrz Eckhard czy Sakjamuni Siddhartha mieli transcendentne, czyli metafizyczne doświadczenie wglądu w „Istotę Wszystkiego”, doświadczyli być może początku całego Wszechświata i innych multiwszechświatów, doświadczyli nawet ich piękna i celowości, być może przenieśli się tam, odczuwali własnymi zmysłami… Gdy ich zapytać o to doświadczenie, to sami dla siebie są przekonani o „swojej prawdzie”. I słusznie. Ale to nie znaczy, że ja mam w to ich COŚ wierzyć. Ich WGLĄD, ich ZACHWYT, ich PRZEKONANIE jest tylko ICH. Żadnego tu dowodu ani żadnej nauki nie ma i nie było. Ufnie zakładamy, że wszystko się działo na poziomie świadomości mniej lub bardziej adekwatnej do tego, co nazywamy „świadomością normalną”. Bo gdyby spytać jednego z najbardziej znanych polskich psychiatrów, Antoniego Kępińskiego, o tę „normę”, to w podręczniku à propos „normalności” niewątpliwie sugerowałby przyjrzenie się temu, co w zaburzeniach świadomości nazywa się „derealizacją” czy „depersonalizacją”.

W starożytnych tradycjach duchowości, do których należy joga indyjska – będąca sztuką uczenia się wolności –  bardzo wyraźnie podkreśla się , że w każdym momencie życia, w każdej sytuacji dokonujesz wyborów. Mój indywidualny wybór tropu, ścieżki działania lub niedziałania, wybór kontaktu w tymi lub innymi mistrzami, osobami – w kontekście kwantowego i holograficznego ujmowania swoich przemyśleń, jest zarazem wyborem dotyczącym wszechświata i jego nieskończoności. Fizycy kwantowi są przekonani, że to, co się dzieje w tak zwanym „stałym świecie”, jest dalece niestałe. I mają rację. Ale przymierzanie tego namacalnego świata do świata nienamacalnego nie może być porównywaniem przez analogię, gdyż zbyt to życzeniowe, ulotne i nieweryfikowalne. Koncepcja hinduistycznej mayi, czyli złudzenia, któremu ulegamy każdego dnia, może być uzupełnieniem/zamiennikiem koncepcji kwantowej na poziomie psychologicznym, ale do tego fizyk-teoretyk i jego ścisły umysł nie za bardzo będzie się odwoływał.

Neville Goddard w The Power of Awareness pisał, że: Największym złudzeniem człowieka jest jego przekonanie, że istnieją inne przyczyny niż jego własny stan świadomości. Nawiązując do pewności „szkiełka i oka” badacza, można i należy wręcz zadać mu podstawowe pytania: „kto poznaje?” i „czyj to stan świadomości?”. Gdy z okna chcę popatrzeć w niebo nocną porą, z dala od miejskich świateł zobaczyć gwiazdy i nieskończoną przestrzeń, to też mam swój czas bardzo prostych pytań. Pytanie pierwsze jest najbardziej podstawowe: czy jesteśmy sami w tym wszechświecie? Pytam siebie. I… cisza. Pytanie drugie: A jeśli, zgodnie z zasadą antropiczną, my tutaj, te osiem miliardów ludzkich i miliardy miliardów innych mniej inteligentnych istnień, jesteśmy tylko sami dla siebie na tej malutkiej planecie, a dalej już nic…? Pytam siebie. I… cisza. Ale za chwilę wraca oceniająca część mojego umysłu, i podpowiada: to raczej jakaś wielka pomyłka czy też niewyobrażalne marnotrawstwo przestrzeni. Owa bezkresna przestrzeń – tak jak prana, bioplazma, siła życia, kreacja nieskończoności, zachwyt nad pięknem źdźbła trawy – jest poza językiem naukowym. To tylko fascynacje, emocje i uniesienia. W kontekście fizyki kwantowej, stojącej na piedestale naukowości, owych zachwytów zobiektywizować się nie da, choć są integralną częścią świadomościowej sfery badacza. Być może wszechświat nie jest niczym więcej, jak tylko gigantycznym hologramem stworzonym przez umysł  jak konstatował David Böhm

Lesław Kulmatycki

Leslaw Kulmatycki, profesor Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, psychoterapeuta, religioznawca, specjalista w zakresie jogi klasycznej oraz technik relaksacyjnych, które poznawał w ośrodkach Australii i aszramach Indii. Wykłada i prowadzi praktyczne warsztaty oraz redaguje pismo dostępne na stronie: www.przestrzenrelaksacji.pl 

9 thoughts on “Coś (cz. 4)

  1. Pytanie do Autora jako znawcy filozofii i religii Wschodu: Jak p. Profesor rozumie te dwie (z wielu podobnych) konstatacji jednego z najwybitniejszych fizyków, Nielsa Bohra?

    Wszystko co nazywamy realnym jest stworzone z rzeczy które nie są uważane za realne. […]
    Równolegle do lekcji z teorii atomu musimy zwrócić się ku problemom epistemologicznym, z którymi zetknęli się już tacy myśliciele jak Budda i Laozi, próbujący zharmonizować naszą sytuację widzów i aktorów w wielkim dramacie egzystencji.
    Niels Bohr [w:] Forma i Pustka. Od buddyzmu do nauki i z powrotem Wydawnictwo Hung, 2005

    • Proszę wybaczyć zwłokę w odpowiedzi. Odpowiem tak. W filozofii indyjskiej, w jednej ze szkół zapoczątkowanej przez Ćajtanję (Śrī Caitanya) i opierającej się na paradoksalnym założeniu, iż istnieje zarazem podobieństwo jak i nie-podobieństwo pomiędzy podmiotem indywidualnym a uniwersalnym, funkcjonuje termin aćintja-bheda-abheda, co w naszym języku może oznaczać „dualistyczny niedualizm”, a który wymyka się logice myślenia. A jednak próbujemy. Jak uczyli wspomniani przez fizyka Budda i Laozi, jedyną drogą poznania jest doświadczenie stanu umysłu, który jest w stanie mukti, stanie ciszy, poza koncepcją „widza” i „aktora”. I gdy obaj stają się jednym, wówczas staje się jasne, „co jest, a co nie jest realne”.
      Dramat egzystencji polega na tym, że popełniamy dwa podstawowe błędy… używamy do zrozumienia narzędzi, które nie dają szansy odpowiedzenia na pytanie: „kim naprawdę jestem?”, a do zrozumienia angażujemy logiczne myślenie. Nie można zobaczyć własnego oka, ponieważ to nim właśnie patrzymy, chyba że… fizyk przemieni się w mistyka i nie będzie w fizyce szukał logiki.

      • Może jest tak, że chociaż duchowe doświadczenia mistyków niewiele mają wspólnego z logiką (badającej materię) fizyki, to jednak wyniki naukowych eksperymentów fizyki kwantowej mają coś wspólnego z religijnym i filozoficznym paradoksem transcendencji w immanencji. I stąd (nie tylko u Nielsa Bohra) ta projekcja “dramatu egzystencji” na “lekcję z teorii atomu”?

  2. Ponieważ ostatni tekst pana Kulmatyckiego poruszył mnie jakąś intelektualną świeżością, sięgnęłam również do wcześniejszych wpisów, ujętych w cykl „Ku Wschodowi”. Czytałam jednym tchem, przyswajając go raczej intuicyjnie, co ani trochę nie ważyło na jego atrakcyjności. Tekst najnowszy jest dla mnie kompozycyjną klamrą wcześniejszych, zawierającą tę najważniejszą uwagę, że cisza jest sposobem opowiadania o transcendencji.
    Bardzo dziękuję za te teksty.

  3. Odnośnie duchowych doświadczeń mistyków – pełna zgoda co do tego, że Ich WGLĄD, ich ZACHWYT, ich PRZEKONANIE jest tylko ICH. Nie jestem jednak przekonana, czy to tylko fascynacje, emocje i uniesienia. Owszem, każde z tych doświadczeń jest subiektywne, ale sam fakt ich powtarzającego się występowania w różnych czasach i kulturach może być obiektywną przesłanką dla wiary w istnienie CZEGOŚ, co owe wglądy i zachwyty emanuje. Nie pytałabym – bo tego nikt nie wie – czy tezy i hipotezy mechaniki kwantowej w jakimkolwiek stopniu odzwierciedlają bądź intuicyjnie potwierdzają transcendencję, jednak definitywnie wykluczyć się tego nie da, zważywszy jak bardzo są one „nieoczywiste” w kontekscie fizyki klasycznej.

    • Dziękuję za komentarz. Zgoda co do potwierdzenia przez bardzo wielu mistyków. Natomiast poza subiektywnością ich doświadczenia i opisu niewiele tu więcej, aby kusić się o włączenie ich do naukowych teorii. Niemniej warto je badać, ale wówczas mamy badać nie prawa fizyki, tylko stany świadomościowe, w dodatku nadal nie wiedząc, czym owa świadomość jest.

      • Chodziło mi o poznawczą “legitymizację” wierzeń religijnych na poziomie intuicji, a nie o ich zrównanie z twierdzeniami naukowymi.
        Równie dyletanckim uproszczeniem jest bowiem twierdzenie jakobinów sekularyzacji, że religie to oszukańcze (w najlepszym razie naiwne) “wymysły”. Przeczą temu ponadkulturowe doświadczenia (autentycznych) mistyków – ich wglądy w nie-rzeczy-oczywistość, której nie da się opisać inaczej niż odwołując się do mitów i symboli bądź – jak w buddyzmie – do paradoksów. Podobnie jak nie da się bez popadania w paradoksy opisać zjawisk mechaniki kwantowej (słynny “kot Schrödingera”).
        Zapewne na tym kończy się podobieństwo tych dwóch dyskursów, ale jest ono symptomatyczne dla percepcyjnych ograniczeń (fetyszyzowanego) obiektywizmu poznawczego.

        • Ale na czym owa „legitymizacja” poziomu intuicji miałaby polegać? Nie jestem zwolennikiem ani obiektywizmu poznawczego, ani oszustwa w tworzeniu mitów religijnych, choć jest wiele podstaw do tego, aby mówić o interesownym tworzeniu i zmienianiu doktryn religijnych czy dogmatów legitymizujących owe mity (znamy to z historii wielu religii). Również hierarchowie religijni uznają – bądź nie – co istnieje, a co nie istnieje w subiektywnym religijnym doświadczeniu transcendencji czy Boga, które należy uznać. Ponadkulturowe doświadczenia mistyków też nie są takie same. Co do formy i kryteriów doświadczenia dałoby się znaleźć wiele wspólnego, ale byłby kłopot w z identyfikacją treści owych doświadczeń (bo jak porównywać ukazanie się hinduistycznego Boga Sziwy – u mistyka wschodniego, z chrześcijańskim Bogiem Ojcem – u mistyka z Polski?). Poza tym, kto rozumiał czy rozumie na poziomie intuicji autentyczność doświadczenia mistyka, jeśli sam nim nie był i nie jest? Papież, biskup, pandit czy bramin – to raczej funkcje urzędnicze. Dlatego jestem gorącym zwolennikiem doświadczania owego CZEGOŚ poza formalnymi religiami oraz poza nauką – na swój własny użytek, a nie na chwałę takiej czy innej religii czy koncepcji naukowej. Jedyne, co pozostaje i zapewne na długo pozostanie, to posługiwanie się językiem skrótów-metafor, bliżej poezji niż racjonalnego opisu.

          • „Legitymizację” ujęłam w cudzysłów, bo nie chodzi mi o formalny status wiary religijnej, a jedynie o jej epistemologiczne umiejscowienie – w sferze intuicji właśnie. Doświadczenia mistyków z różnych obszarów kulturowych różnią się nawet bardzo – wyobrażeniowym i doktrynalnym „tworzywem” – ale ich epistemiczne „jądro” jest wspólne: doświadczanie Transcendencji.
            Jak te „prywatne objawienia” są rozumiane, interpretowane i instytucjonalnie wykorzystywane w rozlicznych systemach religijnych – to zupełnie inny temat. Tu się zgadzam i podobnie (czyli na swój własny użytek) do tych świadectw podchodzę.

Dodaj komentarz