Uwiedzione przez Miłość


Człowiek ma w sobie potencjał zła, który łatwo jest uruchomić.
Bardziej dziwi mnie to, skąd bierze się bezinteresowne dobro…

Agnieszka Holland

O zakonnicach niewiele się do niedawna pisało. Nie tylko w Polsce była to medialna terra incognita, którą niespecjalnie interesowały się nawet media katolickie. Dopiero ostatnie lata przyniosły wysyp publikacji na temat żeńskich zgromadzeń zakonnych – w związku z ujawnianymi na całym świecie skandalami i przestępstwami w Kościele. Problem jest bowiem nie tylko ważny społecznie, ale i na tyle sensacyjny, by się nim zająć „na poważnie”, czyli tak, żeby „temat zażarł”, jak to się mówi w dziennikarskim żargonie.

Obok doniesień dziennikarzy śledczych o ujawnionych w zakonach żeńskich nadużyciach wobec powierzonych im dzieci, pojawiły się filmy i książki o zakonnicach-ofiarach przemocy seksualnej oraz instytucjonalnej – ekonomicznej i psychicznej – których bohaterkami są byłe już siostry lub nowicjuszki (kandydatki do stanu duchownego). Nie ma potrzeby wymieniać tytułów, bo to wydawnicze bestsellery, wielokrotnie recenzowane i entuzjastycznie promowane w rozlicznych wywiadach. Takie świadectwa są, rzecz jasna, potrzebne dla przełamania medialnego tabu nietykalności duchowieństwa, ale nie powinny pretendować do bycia całą o nim prawdą. W całej prawdzie mieszczą się także charytatywne dzieła sióstr zakonnych – owoc ich wiary i inspirowanej nią miłości bliźniego. Tę lukę w medialnym zainteresowaniu życiem zakonnym kobiet po trosze (na ile było to możliwe) wypełnia świeżo wydana książka Justyny Dźbik-Kluge, Śluby (nie)posłuszeństwa*. Składają się na nią wywiady z zakonnicami w różnym wieku i z różnych zakonów, zarówno czynnych, jak i  klauzurowych, w tym z jedną, która odeszła po 18-tu latach i teraz działa w założonym przez siebie Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym. Odchodzącym – bo takie zawsze były, są i będą, niezależnie od społecznego klimatu i zmian w samych strukturach zakonnych.

Po co się dziś idzie do zakonu? – pyta Autorka pierwszą z rozmówczyń, siostrę Dolores Dorotę Zok ze Zgromadzenia Misyjnego Sióstr Służebnic Ducha Świętego. A ta odpowiada: Nie po co, tylko raczej dla kogo. Ten pierwszy, najważniejszy powód to musi być miłość. I ten powód jest niezmienny – zakonnica musi przeżyć zachłyśnięcie się Bogiem. Bez tego nic nie ma sensu. Jeśli czuję, że chcę żyć dla Boga, poświęcić Mu różne aspekty swojego życia – klasztor to może być moje miejsce.

„Zachłyśnięcie się Bogiem” brzmi dość ambiwalentnie, może oznaczać wejście na jakąś autentyczną religijną głębię (ewangeliczne „chodzenie po wodzie”), ale może też być przejawem skłonności do egzaltacji i/lub podatności na powołaniową manipulację. W tym drugim przypadku odejście z zakonu lub trwanie w nim z powodów pozareligijnych (brak świeckiego wykształcenia i konkretnego zawodu, obawa przed reakcją otoczenia, poczucie winy wobec zgromadzenia i Kościoła) jest konsekwencją emocjonalnej niedojrzałości i decyzji podjętej zbyt wcześnie bądź zbyt życzeniowo („gorące pragnienie” to najczęstsze wyjaśnienie młodych postulantek).

Ale nie odejścia i rozczarowania są przedmiotem zainteresowania Autorki omawianej książki. Intryguje ją – jako że jest osobą niewierzącą – fenomen powołania zakonnego i życia konsekrowanego. U kobiet wydaje się ono być częściej niż u mężczyzn autentyczne, bo nie czerpią z niego świeckich satysfakcji i benefitów w postaci (do niedawna) społecznego prestiżu czy kościelnej lub akademickiej kariery. Dopiero po Soborze Watykańskim II (w Polsce dużo później) otworzyły się przed (wciąż nielicznymi) siostrami zakonnymi możliwości studiowania i nauczania bądź sprawowania duchowego kierownictwa i głoszenia rekolekcji – ostatnio także w mediach. I to właśnie te medialnie aktywne zakonnice zdecydowały się – po otrzymaniu pozwolenia od przełożonych – udzielić wywiadu niewierzącej dziennikarce (piszącej jednak na zamówienie katolickiego wydawnictwa, co tę decyzję sankcjonowało). Wszystkie bohaterki to dojrzałe już kobiety z kilkudzisięcioletnim stażem zakonnym i zwycięsko przetrwanymi – nie pierwszymi i nie ostatnimi – kryzysami wiary.  Najmłodsza z nich ma 47 lat (w zakonie od ponad dwudziestu), najstarsza – 83 lata (w zakonie od blisko sześćdziesięciu). Do swoich młodzieńczych „zachłyśnięć Bogiem” mają zdrowy dystans, ale wciąż ten sam ewangelizacyjny ferwor, różnie manifestowany w odmiennych zakonnych charyzmatach.  

Na pytanie: czy siostrę prowadzi miłość do Boga? – benedyktynka klauzurowa, Małgorzata Borkowska, odpowiada: Przepraszam, ale ja jestem typem zdecydowanie nieuczuciowym. […] Powołanie zakonne zakłada wołającego i wołanego. Jeżeli więc jestem przekonana – a jestem, po tylu latach tym bardziej – że to był autentyczny głos Boży, który mnie wezwał do takiego właśnie sposobu wielbienia Go, no to jak mogę nie być wdzięczna, szczęśliwa, radosna, że to już tyle lat trwa i mogę tutaj żyć?

Młodsza od niej o kilkadziesiąt lat dominikanka czynna, Benedykta Karolina Baumann, swoje powołanie do życia zakonnego nazywa Bożym zaproszeniem do przygody: Jezus mnie prowadzi w rejony, w które sama bym nie weszła. Nie sądziłam, że mogę być reżyserem teatralnym, nie sądziłam, że będę pisać książki, że będę pracować z osobami z niepełnosprawnością intelektualną – one mnie wiele nauczyły, tak samo jak dzieci z podstawówki. Tak wielu nowych ludzi poznałam, tylu nowych rzeczy doświadczyłam! To również ciągła lekcja zaufania i odkrywanie, że kiedy w życiu zakonnym było mi bardzo ciężko, to właśnie w tych momentach Jezus był najbliżej. Bóg jest blisko, nawet jeśli Go nie widzę i o Nim zapominam. Nigdy nie wiem, jaki scenariusz czeka mnie za kolejnym zakrętem.
Brzmi cokolwiek samorealizacyjnie, ale jeśli na tę „przygodę” spojrzeć przez pryzmat zakonnych ślubów posłuszeństwa, generowane przez popkulturowe trendy wyobrażenie znika – na rzecz ufnej wiary w Bożą opatrzność. Wiary, która jest nieustannym, wymagającym odwagi wyzwaniem i ryzykiem (siostra Benedykta właśnie została przez zakon posłana do ukraińskiej Żółkwi w obwodzie lwowskim).

Żadna z sióstr, które udzieliły wywiadu, nie twierdzi, że życie zakonne jest łatwe i bezproblemowe. Ani że ich wiara jest źródłem samych tylko pociech duchowych. Kryzysy wiary to zakonna codzienność, której nie znają katolicy świeccy. To często „dwadzieścia cztery godziny wątpliwości… i minuta nadziei(cytat z filmu „Niewinne”** – o zakonnicach gwałconych przez sowieckich żołnierzy). Ale to także silniejsze od zwątpień przekonanie: My jesteśmy po to, żeby przypominać ludziom, że Bóg istnieje. I im bardziej radykalny jest nasz wybór, tym bardziej czytelne to nasze przypomnienie.

W gwałtownie sekularyzującym się świecie Zachodu to dosłownie biblijny „głos wołającego na pustyni”. Ale właśnie dlatego fascynujący żywotnością i zmuszający do refleksji nad tym, co w życiu i świecie nieoczywiste. Tak nieoczywiste jak… ślubowanie miłości – Miłości.

Wideo – pochodzące z archiwalnego filmu dokumentalnego (rok 1962) – pokazuje tylko niewielki fragment ceremonii tzw. obłóczyn u sióstr franciszkanek ze zgromadzenia Ladywell w Surrey w Wielkiej Brytanii (ścieżka dźwiękowa oczywiście dodana przeze mnie; oryginalne nagranie do obejrzenia w komentarzu pod wpisem). Ich codzienność to przeplatana modlitwą ciężka praca fizyczna na roli, z której utrzymują siebie i swoich podopiecznych: samotne matki z dziećmi, bezdomnych i wszelkich potrzebujących, jacy się do nich po pomoc zgłaszają.

Dla większości sióstr zakonnych właśnie taka niełatwa, prozaiczna codzienność oznacza „życie z Bogiem”.
A może za mało się siostry chwalą tym, jak żyją, i dlatego ludzie na zewnątrz budują sobie nie do końca prawdziwe wyobrażenia? – na koniec dopytuje Autorka siostrę Borkowską, która ostro ripostuje:
Proszę pani, dobra mniszka to jest taka mniszka, której naprawdę zależy na tym, żeby Bóg był znany i wielbiony. To jest wszystko! Jej celem nie jest chwalenie się.
Niewiele się w mediach mówi o świadczonym przez siostry zakonne dobru, a już zupełnie nic o ich posłudze modlitewnej, która jest charyzmatem zakonów klauzurowych. Kiedyś wierzono, że świat nie zginie, jak długo chociaż jeden mnich będzie się zań modlił. Dziś brzmi to jak kpina z ludzkiego rozumu, chociaż to właśnie ten rozum tworzy coraz większe dla świata zagrożenia. W dzisiejszej rzeczywistości są one tak bardzo poza możliwością jakiejkolwiek kontroli, że nadzieja już chyba tylko w modlitwie. Nawet – a może dopiero wtedy – gdy będzie nią trzeźwe przyznanie się do bezsilności.

Mulier Religiosa

*Justyna Dźbik-Kluge, Śluby (nie)posłuszeństwa. Prawdziwe życie zakonnic. Wydawnictwo „Znak” 2023.
**Film produkcji francusko-polskiej (2016) wyreżyserowała Anne Fontaine. G. Bernanosa cytuje w nim grająca jedną z zakonnic Agata Buzek.

5 thoughts on “Uwiedzione przez Miłość

  1. Zapisałam tytuł. Może uda mi się jeszcze w tym roku kupić.
    Jakoś ostatnio zakonnice postrzegane są poprzez różnego rodzaju afery. Jeżeli gdzieś są jakieś dyskusje, to mają często wydźwięk negatywny. Ale przyczyną tego jest też ten podział, który zaistniał w sferze polityki. Tak teraz jest, że polityka = Kościół. To jest najgorsze, co się mogło wydarzyć.
    Funkcjonuje też jeszcze jeden obraz zakonnicy Whoopi Goldberg 😉
    Jak dla mnie, zakon powinien być taką wspólnotą bez nakazu posłuszeństwa. Bo tu widzę duże możliwości do nadużyć. Chyba w książce Zakonnice odchodzą po cichu zostało to opisane.
    Kiedyś czytałam, gdzieś tę książkę mam.
    Osobiście znałam jedną zakonnicę – dobry człowiek.

    Kiedyś wierzono, że świat nie zginie, jak długo chociaż jeden mnich będzie się zań modlił.

    Potrzeba nam modlących się zakonnic i zakonników. I jeszcze łamed wowników 😉

  2. Zarówno recenzentka, jak i niewierząca autorka recenzowanej książki, unikają łatwych ocen, stereotypów i uprzedzeń w próbie zrozumienia nieoczywistych wyborów kobiet wstępujących do zakonów. Obie są ich ciekawe, i ta ciekawość bez uprzedzeń jest dla mnie najważniejsza w komunikacji między wierzącymi i niewierzącymi. Zreszta w każdej komunikacji.
    Mulier Religiosa, chociaż sama nie deklaruje przynależności do Kościoła, jest jednak żywo zainteresowana, podobnie jak autorka recenzowanej książki, fenomenem powołań zakonnych, wiary i siły modlitwy. Pełna uznania dla dzieł charytatywnych, docenia trud codziennej, żmudnej pracy na rzecz potrzebujących, zmaganie się z kryzysami wiary, która jest podstawą życia konsekrowanego, i wytrwałości w tym zmaganiu. Zwraca też uwagę na wartość modlitwy – ocalającej duchowy wymiar naszego życia. W nim właśnie tkwi dobro, które zadziwia Agnieszkę Holland, i potrzeba miłości nadająca sens ludzkiemu życiu, o czym śpiewa Krystyna Janda w filmiku o obłóczynach. Te ilustracje scalają wątki przywołane w recenzji i czynią je bardziej zrozumiałymi dla zwykłych, świeckich zjadaczy chleba.

  3. Ceremonia obłóczyn na czarno-białym filmie – jeszcze sprzed Soboru Watykańskiego II – piękna i poruszająca. Ciekawe, czy to nadal tak samo wygląda?

    • Oryginalny film jest w kolorze i pokazuje nie tylko obłóczyny, ale i pracowitą codzienność franciszkanek.

      Nie wiem, czy ceremonia wygłąda nadal tak samo w tym (brytyjskim) zakonie. W amerykańskich mocno się “unowocześniła”, a raczej obrzędowo zeświecczyła – upodobnieniem do (nie tak znów nowoczesnej, bo mocno patriarchalnej) anglosaskiej formuły ślubów małżeńskich – z udziałem ojca odprowadzającego do ołtarza córkę (oblubienicę Chrystusa).

Dodaj komentarz