Eius maxima culpa?


Źle to świadczy o kraju, w którym nie można wypowiedzieć swojego zdania o innej osobie, szczególnie jeśli była lub jest osobą publiczną i są ku temu uzasadnione powody. Również nie wróży to niczego dobrego, gdy niektórzy mają specjalny status osoby nietykalnej. Od kilku dni śledzę reakcje i wypowiedzi w związku z reportażem i książką przedstawiającą fakty dotyczące zaniedbań Jana Pawła II w sprawie pedofilii w Kościele. Jestem daleki od oceniania życia tak znaczącej osoby na podstawie jednej książki czy reportażu. Niemniej, aby w ogóle mieć swoje zdanie, konieczne jest zapoznanie się z różnymi głosami. Dotychczas były to tylko głosy chwalebne. I oto pojawiły się dwa pokazujące inne oblicze wielkiego Polaka. Niemal w jednym czasie wyemitowany został w TVN24  filmowy materiał Marcina Gutowskiego (autora recenzowanego tu Bielma) i ukazała się książka Ekke Overbeeka Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział.

Jest początek 2023 roku i zgadzam się z wypowiedzią Adama Michnika, który jest przekonany, że Karol Wojtyła był dobrym człowiekiem i gdyby był wśród nas, szukałby dróg pojednania i przeproszenia za zaniedbania w imieniu kościelnej instytucji. Ale nie ma go, więc będą to robić (lub nie) inni. Jak było do przewidzenia, w ciągu zaledwie kilku dni ożywiły się skrajne reakcje, z jednej strony odezwali się tropiciele wszelkich „przekrętów” instytucji kościelnych, z drugiej – religijni fanatycy, którzy w swym zaślepieniu niczego nie chcą zauważyć, nie czytając negatywnie ustosunkowują się do argumentów przedstawionych w filmie i książkach, nakręcając spiralę nienawiści do tych, co mają odmienne zdanie.

Dodatkowo nakłada się to na rok wyborczy w „kraju Papieża”, gdzie sklejona z Kościołem władza odczytuje to również jako atak na siebie i swoje „wartości”. Nie rozróżniając tożsamości narodowej od religijnej, politycznie zawłaszcza sobie świętość Jana Pawła II, wpisując go do swojej partii. Krucjata w obronie tych wartości już się rozpoczęła i – sądząc po kuriozalnym przegłosowaniu w sejmie uchwały „w obronie dobrego imienia JPII” – granica podziału (już mocno podzielonego) społeczeństwa będzie teraz wytyczana według deklarowanej wiary lub niewiary w to, co ujawniono.

Takie jest wstępne tło dla recenzji książki Ekke Overbeeka – obszernego (525 stron) opracowania o charakterze popularnonaukowym. Praca podzielona jestv na 12 rozdziałów z wieloma przypisami końcowymi, co w tym wypadku ma wielkie znaczenie, gdyż co ważniejsze fakty, opinie czy dokumenty można sprawdzić w opracowaniach źródłowych. Autor we Wstępie zadaje sobie samemu pytanie: …dlaczego ja, korespondent niderlandzkich mediów, miałbym się nadal tym zajmować? – i w następnym zdaniu tak odpowiadaZauważyłem jednak, że unikano pytań o rolę Jana Pawła II, prawie wszyscy jakby bezkrytycznie powtarzali historyjkę o dobrym carze i złych bojarach, tyle, ze w wersji kościelnej: dobry pasterz, źli kardynałowie. Jakby nie chciano dopuścić myśli, że król jest nagi. Powiedziałem sobie: sprawdzam. Ja również sprawdziłem przedstawione przez autora fakty i dzielę się przemyśleniami, nadając im swoje podtytuły.

Crimen pessimum

Wielu w komentarzach obecnie powtarza, że przecież nikt w tamtych latach nie wiedział, czym jest pedofilia i na czym ma polegać krzywdzenie nieletnich wykorzystywanych seksualnie? W rozdziale trzecim Overbeek daje przykłady dostrzegania tego problemu w Kościele katolickim od XI wieku, przytaczając wypowiedź biskupa Burcharda z Wormacji, cytując przykłady niemieckich kościołów, włoskich pijarów czy kościelnych sądów hiszpańskich, rozpatrujących tysiące spraw o nadużycia seksualne. To nie był wymysł lat 60-tych XX wieku, jak twierdzą niektórzy obrońcy Kościoła, ale problem obecny przez całe wieki. Czarno na białym pokazuje autor zmowę milczenia, która jest jednym z filarów całego kościelnego systemu. W 2001 r opinia publiczna poznała utajniony dokument Crimen Sollicitationis tylko dlatego, że Jan Paweł II wprowadził nowe procedury postępowania w wypadku seksualnych nadużyć. Jak pisze autor: Trzymanie go w tajemnicy przez osiemdziesiąt lat samo w sobie jest przykładem kultury tajności. Wielu krytyków widziało w tym dokumencie dowód na to, że Watykan nakazywał biskupom ukrywanie seksu z dziećmi. Wspomniany dokument z 1922 r. dotyczyczący przestępstw (crimen) nakłaniania do grzechu (sollicitatio) zawiera crimen pessimum, czyli najgorsze przestępstwa związane z uwiedzeniem podczas spowiedzi, seksu z nieletnimi, stosunków homoseksualnych oraz ze zwierzętami. Innym wątkiem dotyczącym bogatej wiedzy oraz – co ważniejsze – obaw przed ujawnieniem przypadków nadużyć seksualnych wśród urzędników kościelnych, są zapisy kodeksu kościelnego z 1917 i 1983 r. oraz pokazanie różnic w zmianie dotyczącej karania duchownych wykorzystujących dzieci. Porównanie zapisów obu dokumentów to naprawdę szokująca lektura, gdyż różnica między starym a nowym zapisem jest wielce zastanawiająca. Jak pisze Overbeek: stary kodeks wymienia konkretne, surowe kary, a kodeks Jana Pawła II mówi o „sprawiedliwych karach”. Co to znaczy „sprawiedliwe”? Miesiąc pokuty za obmacywanie dziecka? Przeniesienie do innej parafii za całowanie w usta? Zakaz uczenia religii w szkołach za gwałt? Ponadto… kodeks Jana Pawła II nie nakłada obowiązku karania. W starym kanonie aż dwa razy pada słowo „muszą” […] natomiast w nowym, używana słabszego słowa „powinien. (s. 81). Tu warto przypomnieć na marginesie książki, że termin „pedofilia” został wprowadzony do nauk terapeutycznych w 1886 r. a w kwalifikacji nadużyć i terapii DSM był znany w 1952 r. Niestety, Kościół ignorował naukową wiedzę na temat istoty nadużycia, a szczególnie jego skutków, dlatego często reakcją duchownych na zarzuty było wskazywanie na nadmierną „seksualizację dzieci i młodzieży” w społeczeństwach, gdzie pojawia się „kryzys moralności”, oraz zapewnianie że „Kościół pomoże społeczeństwu zrozumieć i uporać się z kryzysem”.

Peccata mundi

Rozdział czwarty, pt. Papież na ławie oskarżonych, to jedynie przypomnienie wielu od dawna znanych dokumentów, wypowiedzi i raportów jednoznacznie przedstawiających co najmniej przemilczenia polskiego papieża wobec skandali pedofilskich Kościoła. Pojawia się tu cała lista znanych już zaniedbań czy „kontroli myślenia”, choćby przywoływanych przez Thomasa Doyle, amerykańskiego księdza i prawnika od dekad pomagającego ofiarom molestowania. Dlatego raczej pesymistycznie brzmi konkluzja autora o czymś, co mogłoby być namiastką uderzenia się przez Watykan w piersi: Krytycy Jana Pawła II nie czekają, aż Watykan wyzna swoje winy. Znany teolog, Hans Küng, powiedział tak: Sam papież Jan Paweł II jest tym prawdziwym odpowiedzialnym za sprawy Groëra, Krenna, Haasa, Maciela i innych na całym świecie. Dlatego nawet surowy strażnik wiary Ratzinger nie mógł wystąpić przeciwko Groërowi i Macielowi. Wątek wyjątkowości, heroiczności czy martyrologii polskiego katolicyzmu obecny był przez wieki i nadal ma się dobrze. Ukuta przez JP2 kategoria „cywilizacji śmierci” wskazywała na najbardziej rozwinięte kraje. Materializm, patologie i seksualizacja dzieci i młodzieży – to nie u nas, to tam. Tylko, jak przypomina Overbeek, w Stanach Zjednoczonych ksiądz oskarżony o molestowanie dzieci po raz pierwszy stanął przed sądem w 1984. r. w Polsce w 1948!. Dlatego nietrudno odpowiedzieć na pytanie: kiedy zaczął się problem? Problem przez lata był wypierany, gdyż lud boży ślepo ufał księżom, a raczej bał się wykluczenia i potępienia, czym był straszony przez stulecia. Nikt nie wierzył, że jakiekolwiek oskarżenia względem księży mogłyby być prawdą. Jak pisze holenderski dziennikarz, im było ich więcej, tym lepiej dla Kościoła. Takie „grzeszne czyny” miały być bowiem dowodem szykanowania Kościoła, a o księżach dopuszczających się przestępstw do dziś się mówi jako o „męczennikach wiary”. W konkluzji tego wątku autor pisze: Przyszły papież wywiózł z Polski przekonanie, że wierni nie uwierzą w oskarżenia, a skoro tak, to będą dla Kościoła doskonałą tarczą. Kontynuuje ten wątek w piątym rozdziale, zatytułowanym Czerwoni i czarni, gdzie opresyjnemu reżimowi komunistycznemu przciwstawia się świat dobra, czyli niezłomny, walczący ze złem Kościół, któremu – szczególnie dzięki heroicznej postawie Jana Pawła II – zawdzięczamy uwolnienie spod jarzma sowieckiego. Ten pierwszy generował oczywiście samo zło i odwodzenie ludzi od Boga. Sam dorastałem, mieszkałem, uczyłem się i pracowałem w tamtej rzeczywistości i tworzenie obrazu: tych dobrych – przyjmujących komunię świętą, i tych złych – posiadających legitymację partyjną, jest nieprawdą i całkowitym wyparciem prawdziwego obrazu. Byli partyjni towarzysze chodzący do kościoła i kierujący się w życiu szlachetnymi ideami, byli też zdeklarowani katolicy, którzy zapominali o podstawowych zasadach etycznych.

Tentationem

W rozdziałach od szóstego do ósmego pojawiają się na stronach książki konkretne miejscowości: Rajcza, Jeleśnia, Żywiec, Trzemeśnia, Sucha Beskidzka, Zakopane, Kiczora, Lachowice i wiele innych. Pojawiają się konkretni księża, opisani zarówno w teczkach przechowywanych w IPN, jak i przez mieszkańców wielu wsi i miejscowości. Są to najczęściej bardzo drastyczne opisy pedofilskich zachowań księży oraz pokazany jest cały system tuszowania owych grzesznych „pokuszeń”. Udostępnionych zostało szereg zapisów, które przetrwały w archiwach, choćby o tym, jak wczesny arcybiskup Karol Wojtyła przenosił przez dziesięć lat pedofila, księdza Kazimierza Lenarta, z miejsca na miejsce sześć razy. Jest też historia księdza Józefa Loranca, który w czasie lekcji religii okrywając się płaszczem zapraszał pojedynczo dziewczynki, aby podchodziły i „kazał sobie tam robić…” i jak za karę za „zgorszenie dzieci” został wysłany do klasztoru na… „odpoczynek duchowy”. Jest historia księdza Eugeniusza Surgenta, o którym Wojtyła wiedział, że molestuje chłopców, a mimo tej wiedzy powierzył seksualnemu drapieżcy odrębną placówkę na uboczu, z bardzo słabym nadzorem. Jednak najbardziej znaczący dla całej książki jest rozdział dziewiąty. To znaleziona w krakowskim IPN teczka o tzw. sprawie Sapiehy oraz opisana tam koleżeńska relacja Wojtyły z księdzem Bolesławem Sadusiem, skompromitowanym za „czyny lubieżne z dziećmi” i ewakuowanym z Krakowa do Wiednia. Aż strach pomyśleć o wiedzy i być może doświadczeniu tego rodzaju pokuszeń przez samego przyszłego papieża. Przecież mając obok siebie „duchowych” przewodników o takich preferencjach trudno o całkowitą nieświadość u kogoś, kto w tym środowisku jest na co dzień.

Saecula saeculorum

Książka oparta na faktach mogłaby być początkiem otwartej dyskusji o tym, co było, a co nie, i w konsekwencji przyczynić się do powołania niezależnej od Kościoła komisji (jak się to robi w demokratycznych krajach na całym świecie). Znam jednak realia upolitycznienia w Polsce wszystkiego, z religią włącznie, i nie mam złudzeń. Komisja? Jaka komisja, kto na to pozwoli? Kościół w Polsce to państwo w państwie. W najbliższym czasie, przynajmniej do wyborów, nie ma na to najmniejszych szans. A nawet później jakakolwiek komisja kościelna tylko lepiej pozamiata i polikwiduje niewygodne dowody. Dla mnie jest oczywiste, że propagandzie komunistycznej zależało na szkalowaniu duchowieństwa, jest też oczywiste, że mogły być fabrykowane fałszywe dowody, szczególnie w okresie stalinowskim, w latach 1948-1956, czego autor jest świadomy i o czym pisze w rozdziale jedenastym. Ale też można zadać głośne pytania o zaniechania. Gdzie się podziały teczki TEOK (Teczki Ewidencji Operacyjne Księdza)? Każdy duchowny w PRL taką miał. To mogłyby być całkiem przydatne informacje o naszym społeczeństwie, wszak zdecydowana większość TW pracujących dla IV Departamentu rekrutowała się z kleru. Dlaczego na przełomie lat 80- i 90-tych w drodze porozumienia ówczesnych władz świeckich i kościelnych nastąpiło zniszczenie wielu dokumentów dotyczących Kościoła? Dlaczego w dobie ujawniania przestępstw seksualnych na dzieciach przez księży na całym świecie polskie archiwa Kościoła są niedostępne? Jak pisze autor, niektórzy naiwni symetryści postulują zbadanie sprawy na podstawie wielu źródeł i dokonanie kwerendy w kościelnych archiwach czy przeglądu IPN-owskich teczek. Tylko, że w końcu 2021 r nuncjusz apostolski, abp Salvatore Pennacchio, przekazał władzom kościelnym w Polsce poufną instrukcję o zakazie udostępniania dokumentów dotyczących pedofilskich przestępstw kleru. Zadaję za autorem naiwne pytania. Być może coś zmienią kolejne dekady, a może kolejne stulecia?

Debita nostra

To są nasze winy, winy społeczeństwa, które jest bezradne, tchórzliwe, a może cynicznie konformistyczne. Pewnie dlatego autorem tej książki jest Holender, którego stać na odważne zadawanie pytań oraz poszukiwanie odpowiedzi. Można spytać, co on może wiedzieć o naszych polskich wartościach, jej wyjątkowości oraz pogmatwaniu i brudach? No właśnie, dlaczego „obcy”? Aż się prosi zadać wielu ważnym postaciom krakowskiego środowiska, reprezentującym tzw. kosciół otwarty, pytanie: gdzie byli? Gdzie były redakcje zacnych periodyków („Tygodnika Powszechnego”, „Znaku”, „Więzi”) i gdzie były tak znaczące osoby dla tego środowiska, jak Jerzy Turowicz, Józef Tischner, Tadeusz Mazowiecki i wiele innych spotykających się z JP2 przez lata – i w PRL, i później?

Czy książka ta „urealni postać papieża Polaka, nie tylko nad Wisłą” jakby chciał autor, czy też pogłębi rów między dwoma obozami? Po paru dniach od jej premiery słychać raczej nerwowe szukanie szpadli do pogłębiania rowu pomiędzy tymi, co zadają pytania, a tymi, którzy chcą trwać w świętej ciszy.

Leslaw Kulmatycki

*Ekke Overbeek, Maxima Culpa, Jan Paweł II wiedział. Agora 2023.

Leslaw Kulmatycki, profesor Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, psychoterapeuta, religioznawca, specjalista w zakresie jogi klasycznej oraz technik relaksacyjnych, które poznawał w ośrodkach Australii i aszramach Indii. Wykłada i prowadzi praktyczne warsztaty oraz redaguje pismo dostępne na stronie: www.przestrzenrelaksacji.pl 

Dodaj komentarz