Futurolodzy o nieśmiertelności (cz. 1)


Rozwój technologiczny często determinuje sposób postrzegania ludzi, przynajmniej ludzkiego ciała. W czasach Kartezjusza i La Mettrie’go ciało ludzkie było porównywane do urządzenia mechanicznego z elementami pneumatycznymi Dziś, w dobie komputerów, dominuje pogląd, że człowiek to niewiele więcej niż oprogramowanie działające na sprzęcie elektronicznym i – podobnie jak w przypadku komputerów – to „oprogramowanie” można oddzielić od ciała. Prowadzi to do wiary w możliwość przesyłania umysłu do komputera, a w konsekwencji do idei osobistej nieśmiertelności. Spróbujmy przyjrzeć się wykonalności takiego roszczenia na jego własnych warunkach. 

Przez większość czasu wydawało się, że zwolennicy teorii człowieka jako kombinacji  oprogramowania i sprzętu, są filozoficznymi materialistami, według nich istnieje tylko jeden rodzaj substancji – materialnej – a jeśli jest w nią zaangażowana jakakolwiek „duchowość”, to tylko jako wynik wzajemnego oddziaływania czynników materialnych. Co jednak ciekawe, oni sami unikają określenia „materializm”. Hans Moravec zastrzega się, że jest stronniczy w stosunku do fundamentalizmu fizycznego i poglądu, że nauki przyrodnicze są jedynym uprawnionym pretendentem do tytułu posiadacza prawdziwej wiedzy. W podobnym duchu pisze Raymond Kurzweil: Zamiast za materialistę, wolałbym uważać się za „wzorcę”. Ich zdaniem inne systemy wierzeń są „zmyślonymi historiami”, a jeśli Bóg i duch wpływają na / wchodzą w interakcję ze światem materialnym, to dlaczego nie uważać ich za jego część?* Uznanie ich za światopoglądowych materialistów jest więc w pełni uzasadnione.

Szans na nieśmiertelność upatrywać należy, ich zdaniem, w postępach inżynierii genetycznej, która – jak się spodziewają – jest zdolna w nieskończoność udoskonalać ciała ludzi. Najlepiej byłoby zacząć od tych, których zadaniem jest zapewnienie nieśmiertelności. Zdaniem Moraveca, kolejne generacje istot ludzkich mogą być projektowane za pomocą matematyki, symulacji komputerowych i eksperymentów, tak jak teraz samoloty, komputery i roboty. Jednakże budowa ludzkich ciał jest bardziej skomplikowana i do przetrwania wymaga bardzo wąsko zdefiniowanego środowiska. Dlatego jedyną opcją jest „przeszczepienie” ludzkiego umysłu do komputera.

Wyraźnie rozkoszując się upiornymi szczegółami takiego przeniesienia, Moravec opisuje możliwy proces jego realizacji poprzez systematyczne skanowanie i niszczenie mózgu celem wygenerowania jego repliki w formie programu, chociaż dopuszcza możliwość dokonania takiego transferu poprzez nieinwazyjne skanowanie, bez faktycznego zabijania osoby. Istotą procesu jest skanowanie mózgu i rejestracja jego struktury w postaci cyfrowej w komputerze. Wygenerowany program jest uważany za umysł osoby właśnie zabitej przez procedurę unieśmiertelnienia; w końcu umysł jest całkowicie konsekwencją oddziałującej materii.

Cały program można skopiować na podobne maszyny, co skutkuje powstaniem dwóch lub więcej myślących, czujących wersji tej samej osoby. Można przenieść swój umysł z jednego komputera na inny, który jest bardziej zaawansowany technicznie lub lepiej dostosowany do nowego środowiska. Program można również skopiować na przyszły odpowiednik taśmy magnetycznej. Następnie, jeśli maszyna, którą zamieszkujesz, zostanie nieodwracalnie uszkodzona, taśma może zostać wczytana do pustego komputera, co spowoduje, że „inny ty” straci swoje doświadczenia sprzed skopiowania. Mając dostatecznie rozproszone kopie, twoja śmierć byłaby wysoce nieprawdopodobna. Na tym się nie kończy. Jako program komputerowy twój umysł może podróżować kanałami informacyjnymi, np. zakodowanymi jako wiadomość laserowa przesyłana między planetami. Jeśli znalazłeś życie na gwieździe neutronowej i chciałbyś odbyć wycieczkę w teren, możesz wymyślić sposób na zbudowanie tam robota z materiału neutronowego, a następnie przekazać mu swój umysł. Dałoby to „dwie oddzielne wersje ciebie, z różnymi wspomnieniami, które można scalić w jedno.

W podobnym tonie Kurzweil stwierdza, że ​​uwiecznienia ludzkiego umysłu dokonuje się poprzez przesłanie go do komputera: Kiedy przekraczymy to rozdzielenie umysłu i maszyny […] będziemy oprogramowaniem, a nie sprzętem. Jako oprogramowanie nasza śmiertelność nie będzie już zależeć od przetrwania obwodów komputerowych  [ponieważ] okresowo przenosimy się do najnowszego, coraz bardziej wydajnego „osobistego” komputera […] Nasza nieśmiertelność będzie kwestią bycia wystarczająco ostrożnym, by robić częste kopie zapasowe. Powinniśmy więc być pewni, że w przyszłości będziemy mogli żyć tak długo, jak zechcemy.

W tym scenariuszu problem tożsamości osoby staje się szczególnie dotkliwy. Czy kopia mojego umysłu w komputerze to naprawdę ja, czy jest to inna istota, która myśli dokładnie tak, jak ja? A co jeśli w różnych miejscach jest wiele kopii mojego umysłu? Czy oni wszyscy to ja? Moravec dzielnie atakuje problem, mówiąc: tak, wszystkie te kopie to naprawdę ja, ponieważ to nie kontynuacja substancji umysłu stanowi tożsamość osobową, ale kontynuacja wzorca umysłu: wzorcowa tożsamość określa istotę osoby. To pozwala mu stwierdzić oksymoronicznie, że dwie kopie tego samego wzoru to jedna i ta sama osoba. Kurzweil popiera to stwierdzeniem, że tożsamość osobową definiuje się w kategoriach wzorców materii i energii, które są półtrwałe (to znaczy zmieniające się tylko stopniowo) i że tożsamość jest zachowana dzięki ciągłości wzoru informacji, który gwarantuje, że my to my, a zatem, jego zdaniem, to nieprawda, że kopia ciebie to nie ty. To ty – po prostu jest was teraz dwoje. Czyli dwie (lub sto) kopii jednego wzoru tworzą jedną osobę.

Nawet w przypadku skanowania nieinwazyjnego, załadowany umysł musiałby przyznać, że nie istniałby bez oryginalnego umysłu w oryginalnym ciele wciąż przebywającym w pomieszczeniu do skanowania. Z drugiej strony, władze polityczne mogą podjąć decyzję, że pierwotny umysł wciąż zamknięty w ciele powinien zostać zniszczony, aby móc poddać ciało recyklingowi. Czy nie byłoby to równoznaczne z całkowitym zabiciem osoby ludzkiej i czy można by oczekiwać, że osoba ta spokojnie zaakceptuje swą nieuchronną zagładę, ponieważ kopia jej umysłu została przesłana do komputera? Możliwe też, że postęp technologiczny umożliwiłby skanowanie czyjegoś umysłu we śnie. Osoba nie wiedziałaby nawet, że nowa kopia jej umysłu właśnie została przeniesiona do komputera. Czy bez tej wiedzy byłaby w stanie zgodzić się, że to ona sama jest w tym komputerze?

Rodzi to ogrom problemów osobistych i społecznych. Gdyby jedna kopia popełniła przestępstwo, czy wszystkie kopie musiałyby trafić do cyber-więzienia w cyberprzestrzeni? Jeśli instytucja małżeństwa nadal przetrwa w takim wszechświecie, kto byłby moją małżonką, skoro istnieje tak wiele różnych jej kopii? Zakładając, że relacja rodzic-dziecko będzie miała wtedy jakikolwiek sens (czy kopia umysłu wygenerowana przez mój cyber-umysł byłaby uważana za moje dziecko?), kto byłby odpowiedzialny za dobro dziecka, gdyby było ich tyle, co mnie unoszącego się w cyberprzestrzeni? A kim byłoby dziecko, gdyby samo się rozmnażało? Wszystkimi samoreplikującymi się kopiami? Jeśli jedna moja kopia pomyślnie zda egzamin, czy wszystkim moim kopiom zostanie on zaliczony? Nauczyciele, którzy kiedykolwiek mieli na swoich zajęciach jednojajowe bliźnięta, dostrzegą tutaj realny problem.

Przyjmując założenie, że tylko ludzkie ciało, w którym urzeczywistnia się wzorzec duszy, czyni to ciało głównym/pierwotnym nośnikiem osobowości – co by było, gdyby postęp technologiczny pozwolił na przeniesienie tego wzoru na zwłoki, a nawet wielokrotne zwłoki, lub na nowo stworzone przez inżynierię genetyczną ciało ludzkie? Wzorce te zamieszkiwałyby ciała, które jako nosiciele nie stanowiłyby wyróżnika ani głównego nośnika osobowości. Gdyby zmarła osoba, od której te wzory zostały przeniesione do niektórych zwłok lub nowych ciał, nie byłoby możliwości sprawdzenia, który ze wzorów powinien być uważany za kopię pierwotną. Indywidualność – specyfika ludzkiej osobowości – zostałaby zniszczona. Jedynie powściągliwość przed dokonywaniem takich transferów pozwoliłaby uniknąć problemów z rozpadem indywidualności. Ale trudno liczyć na to, że wszyscy zdolni naukowcy przyszłości będą przestrzegać tych ograniczeń.

Bycie inną kopią tego samego wzorca sprawia, że ​​nowy umysł staje się kolejnym świeżo wygenerowanym umysłem z istniejącego wzorca, a tym samym inną osobą. Skanowanie nie zapewnia więc pierwotnemu umysłowi nieśmiertelności, a  jedynie wytwarza nowy umysł o tym samym wzorze. Pierwotny umysł wciąż jest zamknięty w swoim pierwotnym ciele. To wygenerowany umysł będzie żył dalej (jeśli nie zostanie zakłócony), a nie oryginalny.

Moravec dopuszcza możliwość, że dwie kopie mogą stać się dwiema różnymi osobami, gdy osiągnięty zostanie jakiś nieokreślony próg różnicy. Nawet jeśli przed przekroczeniem tego progu cały wszechświat byłby już zapełniony milionami kopii tego samego wzoru, to nadal można by twierdzić, że mówimy o tej samej osobie. Każda z kopii może mieć inne doświadczenia, żyć innym życiem, chociaż wciąż byłaby to jedna osoba. No problem, można to naprawić, scalając wspomnienia tych różnych wersji siebie w jedno wspomnienie. Moravec pozwala nawet na łączenie wspomnień różnych osób w jedną, niejako nadrzędną formę komunikacji. Wydaje się jednak, że takie połączenie zaowocowałoby jednostką, która nie byłaby ani mną, ani tobą, ale kimś zupełnie nowym. To wszystko sprawia, że ​​koncepcja tożsamości osobistej staje się bezsensowna.

Moravec na tym nie kończy. Chce także wskrzesić ludzi, których wzorce umysłowe nie zostały zachowane. W tym celu proponuje symulację różnych modeli historii Ziemi, przechodząc od teraźniejszości do przeszłości. Ze względu na założenie ewolucji i jej zależność od zdarzeń losowych, liczba wydarzeń, które można zbudować po drodze, wzrastałaby im bardziej w przeszłość szłaby symulacja. Powstałyby w ten sposób różne historie i różni stworzeni podczas symulacji ludzie, którzy nigdy nie istnieli. Symulator stałby się bogiem. Ta boska kreacja byłaby również możliwa w inny sposób – poprzez generowanie nowych wzorców umysłowych o pożądanych właściwościach… Oczywiście „dla dobra ludzkości”. W ten sposób ludzie byliby deifikowani nie tylko przez założoną zdolność do życia wiecznego, jak mityczni bogowie, ale także przez zdolność tworzenia nowych ludzi, co wykracza poza możliwości owych bogów.

Jeśli nieśmiertelność jest w ogóle możliwa, to nieśmiertelność ludzkiego ciała ludzkiego wydaje się bardzo mało prawdopodobna. Ludzie jednak potrzebują poczucia ciała – przyznaje Kurzweil- dlatego ciało musiałoby być symulowane w zdigitalizowanej wersji umysłu, tym samym usprawniając je i dając mu szansę na przetrwanie w cyfrowym świecie. W ten sposób osiągana nieśmiertelność byłaby jednak wyrzeczeniem się człowieczeństwa. Bezcielesny umysł, który z tego wyniknie, choć może być cudowny pod względem jasności myśli i rozległości zrozumienia, nie byłby ludzki. Stanie się sztuczną inteligencją. Ludzie są z natury śmiertelni, dążąc do przezwyciężenia tej śmiertelności, przestają być ludźmi. Czy można to nadal nazwać nieśmiertelnością?

Gdyby takie cyfrowe umysły powstały, to – paradoksalnie – nieustanne istnienie cyberinteligencji wciąż będzie zależne od ulotnego istnienia materialnego podłoża, na którym będą one tworzone, ulotnego w porównaniu z wiecznością. Umysł może być aktywny tylko w pamięci komputera, a jego kopia zapasowa może być przechowywana na taśmie. Gdybyś zginął, aktywna kopia zrobiona z taśmy mogłaby wznowić twoje życie. Ta kopia różniłaby się nieco od wersji, która umarła, tym, że brakowałoby jej wspomnień do czasu stworzenia kopii. Tak więc, po pierwsze, czy kopia zapasowa byłaby naprawdę reanimowaną wersją umysłu, który właśnie umarł? Po drugie, kto zapewni, że kopię zapasową można bezpiecznie i bezterminowo przechowywać? Co się stanie, jeśli taśma zostanie uszkodzona?

Oznacza to, że w wersji Kurzweila nasza nieśmiertelność byłaby w końcu zależna od przetrwania obwodów obliczeniowych. Oprogramowanie umysłowe nie może istnieć bez sprzętu, który je przenosi. Istnienie umysłu będzie całkowicie zależeć od istnienia i niezawodności bazowego sprzętu, coraz bardziej imponującego, ale jednak nie wiecznego i nie doskonałego. Wieczna egzystencja umysłu będzie stale zależeć od doczesnego istnienia urządzeń, które go niosą.

Problem można by, jego zdaniem, przezwyciężyć, kopiując się z jednego komputera na drugi (jeśli jeden komputer osiągnie kres swojej użyteczności) oraz z jednej planety na drugą, gdy zaistnieje niebezpieczeństwo kosmicznej kolizji planet. A co z samym wszechświatem? Jeśli obecne przewidywania się utrzymają i wszechświat osiągnie stan śmierci cieplnej, nie będzie żadnego podłoża, na którym mogłyby żyć cyber-wzorce; A jeśli teoria oscylującego wszechświata jest prawdziwa i wszechświat zapadnie się w kończącej go implozji? Wysoce nierealistyczny scenariusz użycia skończonej ilości energii do nieskończonego podtrzymywania tych wzorców  – który przypomina argument Zenona – jest zatem mało wiarygodny. Kurzweil wyraził jedynie niejasny optymizm, mówiąc: Los wszechświata zdeterminuje decyzję, którą należy jeszcze podjąć i którą inteligentnie rozważymy, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Freeman Dyson, astrofizyk i futurolog, miał rację mówiąc, że rozważając przyszłość [wszechświata] natychmiast porzucamy wszelkie udawanie, że jesteśmy szanowanymi naukowcami. I przytomnie dodał: Wszelkie spekulacje dotyczące dalekosiężnej przyszłości ludzkości muszą się kończyć, tak jak kończy się moja – w fantazji. (w: Infinite in All Directions, New York 1988)

Moravec, Kurzweil i wielu innych wierzą, że sztuczna inteligencja osiągnie taki poziom, iż stanie się miliony razy inteligentniejsza od ludzi. Jeśli tak, to tylko dzięki łaskawości tych bytów ludzkie wzorce mogłyby zajmować miejsce w komputerach, niepotrzebnie obciążając je swoją marną obecnością. O wiele bardziej efektywne byłoby dla płynnego przepływu informacji i przetwarzania danych całkowite usunięcie tych ludzkich wzorców.

W pewnym sensie Moravec zdaje sobie z tego sprawę, ogłaszając, że dni ludzi są policzone. Może się to zdarzyć jeszcze zanim technologia pozwoli na przeniesienie ludzkich umysłów na komputery. W ten sposób zaprzecza sobie, z jednej strony skazując rodzaj ludzki na to, by „po cichu zniknął”, „został wyciśnięty z istnienia”, a z drugiej – malując złudną perspektywę nieśmiertelności. Co prawda, wspomina o możliwości zaprogramowania robotów do opieki nad ludźmi, ale ponieważ superinteligencje są samoprogramujące, mogą równie dobrze wymazać ze swojego programu część dotyczącą troski o ludzi, gdyby taka opieka stanęła na drodze do przetrwania i postępu przyszłego świata robotów. Ponieważ – jak sam zakłada – możliwość istnienia „zbójeckich robotów” z nadludzką inteligencją i nielegalnymi celami jest całkiem realna, nieuczciwe zachowanie robotów byłoby dla ludzi śmiertelnym zagrożeniem. cdn.

Adam Drozdek**

PS. W drugiej części artykułu – o religijnych podtekstach i teologicznych konotacjach cybernetycznej koncepcji nieśmiertelności.

*Cytaty pochodzą z prac amerykańskich futurologów, Raymonda Kurzweila i Hansa P. Moraveca.

**Adam Drozdek, z wykształcenia archeolog, filozof i informatyk, jest wykładowcą katolickiego Duquesne University w Pittsburghu (USA) i autorem wielu prac z zakresu informatyki i filozofii religii.

2 thoughts on “Futurolodzy o nieśmiertelności (cz. 1)

  1. W stosunkowo krótkiej historii myśli zachodniej Boga wyobrażano sobie rozmaicie – w zależności od postępu nauk. A to był początkowo „wielkim Geometrą”, bo geometrię Euklidesową uważano za najdoskonalszą z nauk i wszechświat stworzony sprawiał wrażenie rządzonego podług niej. A to był wielkim Zegarmistrzem, który stworzył precyzyjnie wszechświat i teraz „chodzi” sam według tego zamysłu. A to był wielkim Mechanikiem – po upowszechnieniu teorii Newtona świat wyobrażano sobie jako rządzony według reguł mechanicznych fizyki (o czym autor wspomina powołując się na Kartezjusza i La Mettrie’go). A to był wielkim Elektrykiem – w XIX wieku, kiedy odkrycie energii elektrycznej nasuwało skojarzenie z owa „iskra Bożą”, jak np. w popularnym dreszczowcu o Frankensteinie stwarzającym człowieka. A to był Fizykiem Termojądrowym (w XX wieku, naturalnie) inicjującym Wielki Wybuch (Big Bang), w wyniku którego powstał wszechświat i nadal się rozwija dzięki niewyczerpalnym a ukrytym energiom jądrowym. A to wreszcie (nie wiem, czy wyczerpałem wszystkie wcielenia Boga podług ludzkich wyobrażeń) programistą komputerowym produkującym nieskończony ciąg aplikacji organizujących życie i świat.
    Czy mamy do czynienia z kolejnymi przybliżeniami wizji (wszech)świata i życia, czy tylko z kolejnymi modyfikacjami w zależności od rozwoju nauki? Mam nadzieje, że Autor odpowie w dalszych częściach swych rozważań.

    • Dzięki za historyczne uzupełnienia. Dzisiaj świat przez niektórych widziany jest jako komputer, toteż Bogu przypisywana jest rola Programisty.
      Niniejszy wpis nie idzie w tym kierunku, w drugiej części będzie nieco o duszy.
      Pozdrawiam przy okazji. Adam

Dodaj komentarz