Filozofowie o starości (1) – Arystoteles


Starość jest niczym innym, jak tylko powtórzeniem wieku dziecięcego. (Arystoteles)

Arystoteles bardzo negatywnie wyraża się o podeszłym wieku, uważając starość za wylęgarnię najgorszych cech charakteru. Po Arystotelesie Zachód odziedziczył standardowy zestaw inwektyw, ale i stojących za nimi racjonalizacji dla negatywnego stanowiska wobec wieku podeszłego. Starość została wyrzucona z kręgu zainteresowań filozofa/uczonego jako moralnie niegodna, ostatnia faza egzystencji, ale i poznawczo jałowa dziedzina dociekań. Tak jak młodość, uważa Arystoteles – pochopna, zapalczywa z powodu nadmiernej ciepłoty ciała i braku doświadczenia, które chłodziłyby rozpalone zmysły, podobnie starość z bagażem doświadczeń, w większości niemiłych, sprzyja rozwojowi jak najgorszych cech charakteru, którego nie rozgrzewa już ciepło wieku młodego. Toteż zgodnie ze swą ogólną zasadą złotego środka, Arystoteles za najlepszy okres życia uważa wiek dojrzały.

W dawnej Grecji ten typ myślenia zapoczątkował Platon. Od razu na wstępie I księgi Państwa, stary mędrzec, Kefalos, zapytany przez Sokratesa o przebytą już długą drogę życia, odpowiada na temat straconych przyjemności zmysłowych. Przypomina swoją wizytę u Sofoklesa i jego reakcję na takie samo pytanie: Nie mówże głupstw, człowiecze: ja z największą przyjemnością od tych rzeczy uciekłem, jak bym się wyrwał spod władzy jakiegoś pana—wściekłego i dzikiego. Dłuższa wypowiedź Platona na temat starości rozpoczyna się od stwierdzenia: im bardziej więdną inne przyjemności cielesne, tym bardziej rosną pożądania i rozkosze związane z inteligentną rozmową. Żadne inne ziemskie rozkosze, może sława i pozycja społeczna, ani przykrości – wyrzuty sumienia bądź lęk przed śmiercią, nie są w stanie zmącić stoickiego spokoju mędrca.

Wyraźny rozdział duszy od ciała jako jej więzienia, z którego należy umknąć – dwóch odmiennych elementów – pozwala na interpretację starości jako mechanizmu, zgodnie z którym ciało porusza się swoją drogą ku stopniowej dezintegracji, zaś dusza w tym czasie czuje się coraz bardziej swobodna, wolna od przyrodniczego zniewolenia, rośnie wraz z nadzieją uwolnienia. Tu niezbędna uwaga: starość nie jest stanem rzeczy, ale procesem. Ponieważ definicje starości są konwencjonalne, projektujące, nie wiemy i nie jesteśmy w stanie stwierdzić, od kiedy faktycznie zaczyna się starość, ani też od którego momentu w potocznej praktyce językowej mamy do czynienia z ludźmi „sędziwymi”. Umowne określenia: od przejścia na emeryturę? od medycznego stwierdzenia demencji i pochodnych objawów chorobowych? od fizycznej niedołężności? od 65, 70 roku życia, a może później wraz z wydłużającą się średnią wieku? Granice „starości” przesuwają się w zależności od wielu czynników. Starość jest kwestią stopnia; człowiek jest mniej lub bardziej stary, toteż moje rozważania dotyczą osób, które w zachodniej kulturze czują się starzy, natomiast niekoniecznie muszą za takich być uważani przez otoczenie. I odwrotnie. Co nie znaczy, że nastoletni marzyciel, fantasta zamieszkujący obszary swej wyobraźni jest człowiekiem starym. Nie spełnia podstawowego warunku wiekowego wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami, wiek jest kwestią elementarną, wycofanie się z aktywnego życia zawodowego – niekoniecznie. Pozostałe czynniki też mogą, ale nie muszą być spełnione: jedni są „starzy” koło sześćdziesiątki, inni – po siedemdziesiątce.

Starzy ludzie żyją w innym świecie. Coraz częściej przebywają w rzeczywistości własnej świadomości, bardziej dla nich realnej, ważniejszej niż otaczający świat, w którym wypełniają tylko podstawowe funkcje, aby utrzymać się fizycznie przy życiu. Zmarli istnieją na równi z żywymi, zatraca się poczucie czasu, świadomość wydarzeń, jakie miały miejsce albo nam się tak tylko wydaje, fikcyjnych; uwstecznione zostają stany dokonane, a wymyślone – żyją na równi z faktycznymi. Starcy wydają się być na swój własny sposób wolni od przymusów rzeczywistości, w której to, co w istocie nastąpiło, ma charakter nieodwracalny. Tymczasem oni swobodnie poruszają się po obszarze własnej świadomości, przestrzeni wielkiej wolności wewnętrznego bytowania. Może i jest to irytujące dla otoczenia, które uważa, że starzec traci kontakt z rzeczywistością, albo nie wie, co mówi, ale postawa taka wskazuje, że starzenie się ma bardziej charakter społeczny, wymiar kulturowy* niż medyczny.

Arystoteles zasadniczo zaprzeczał owemu dualizmowi, traktując człowieka jako bytową jednię, ale jak w niemal we wszystkim, również w tej kwestii nie był konsekwentny. W traktacie O duszy wspomina, iż rozum jako taki nie podlega wpływowi ciała, jest więc jakby odrębny, idealnym elementem.

Czesław Karkowski

*W te rejony filozofowie jeszcze nie zaglądają, z wyjątkiem paru przedsięwzięć, w tym nieudanej, moim zdaniem próby Simone de Beauvoir biadającej nad marginalizacją ciała i umysłu w świecie, albo ciekawym, ale literackim raczej przedstawieniem problemu przez Ronalda Blythe’a w eseju The View in Winter. Reflections on Old Age

1 thoughts on “Filozofowie o starości (1) – Arystoteles

  1. Zastanawiam się, skąd u Arystorelesa przekonanie, że starość jest wylęgarnią najgorszych cech charakteru. U niektórych osób wady charakteru potęgują się w podeszłym wieku, co jest najczęsciej związane z rozgoryczeniem przeżytymi nieszczęściami lub nieznośnym cierpieniem fizycznym. Ale takich – psychologicznie zrozumiałych – przypadków nie można generalizować.

Dodaj komentarz