Starość w biblijnej i greckiej perspektywie (cz. 2)


Kefalos Platona oświadczał, iż po długim dochodzeniu do obecnej, indywidualnie zdobytej mądrości, wie już, że należy prowadzić dobre życie, żeby nie doświadczać później wyrzutów sumienia za wyrządzone bliźnim krzywdy, mieć spokojną starość. Wiedza jako wynik sokratejskiej dialektyki, mądrości zdobywanej własnym wysiłkiem, czyli na mocy indywidualnego, człowieczego rozumu, jest Biblii obca. Jednostka sama z siebie jest istotą zbyt słabą intelektualnie; bezsilną wobec potęg świata, przekraczających jego możliwości.

Cóż więc mam począć w tak straszliwym boju / Wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie? – pyta Mikołaj Sęp Szarzyński. Poza tym butne zawierzanie mocy własnego, jednostkowego rozumu trąci jednym z głównych grzechów – pychą. Mądrość w nas jest niczym bez wsparcia z zewnątrz – nauczania i pokierowania ze strony starszych oraz boskiej pomocy (później u św. Augustyna – łaski). Starcy to umysł ponad-indywidualny skumulowany w tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. To nie sokratejska wiedza indywidualna („każdego”), ale mądrość zbiorowa.

Biblijny Eklezjasta – pesymista i zgryźliwy frustrat – chwali korzystanie z uroków młodego wieku (raduj się młodzieńcze, w twej młodości), ale i przestrzega przed pochopnym korzystaniem z uroków zmysłowych rozkoszy: lecz  miej w pamięci, że za to wszystko Bóg powoła cię na sąd. Bo są to namiętności prowadzące do zdrożnych, grzesznych w istocie zachowań. Stanowią wykroczenie przeciwko Bogu, jego przykazaniom, bo niszczą ciało i duszę, a te są przecież darem Bożym, zaś człowiek tylko strażnikiem danych mu jakby w depozyt skarbów. Jego wędrówka na tej ziemi to sprawdzian, czy potrafi wywiązać się z powierzonego zadania. Co – wyrażając napomnienie Eklezjasty w całkowicie świeckim języku – oznacza: szaleństwa młodości kończą się źle – pijaństwem, obżarstwem, chorobami wenerycznymi, prędkim wyniszczeniem sił witalnych, zmarnowaniem talentów oraz rozczarowaniem i goryczą wraz ze zbyt późnym uświadomieniem sobie ich ulotności. Oddal zło od swojego ciała, gdyż dzieciństwo i młodość są marnością kończy Eklezjasta tę część nauk napomnieniem, które później w świecie chrześcijańskim przyswojono jako oczywiste: żyć należy dla dobrej starości.

W religijnym wymiarze oznaczało to egzystencję ziemską dla życia wiecznego po śmierci. Młodość jest po to, aby dobrze przygotować się do starości, wykorzystać dany czas mądrze na przyszłość, a w istocie – na życie wieczne. Jak każdy człowiek musi w lecie myśleć o zimie, tak w młodości należy zabezpieczyć się na późne lata. Owa nieustanna myśl o wieku podeszłym winna stale kierować poczynaniami człowieka. Można bez większej przesady powiedzieć, iż z tego punktu widzenia egzystencja człowieka to nieustanny proces starzenia się, dojrzewania do rozsądku i umiaru starości, kiedy się już wie na pewno, że życie nie jest niczym innym jak „ciągłym umieraniem”.

Często powtarzane, zgoła standardowe ostrzeżenie przed dogadzaniem chwilowym przyjemnościom powtarzają się następnie przez wieki w najrozmaitszych wersjach. Karol M. Juniewicz (poeta oryginalny, acz niedoceniony), pisał:

Za moment mały / Ach, przez wiek cały /Smołą się trują
Innego wcale / Nad płacz i żale / Trenu nie czują
[…]
Opadnie tłusty, / Pełen rozpusty / Ów bożek śmiały,
Skurczy się snadnie, / Gdy padnie na dnie / Piekielnej skały

Pamiętaj o swoim Stwórcy w dniach młodości, zanim nadejdzie czas udręki – przestrzega Eklezjasta w następnym, 12 rozdziale, który stanowi rozwinięcie nauki wyłożonej poprzednio.

I nastaną lata, o których powiesz: „Nie znajduje w nich upodobania”.
Wtedy słońce i światło, księżyc i gwiazdy poczną się ściemniać, a chmury po deszczu powrócą,
Wtedy drżeć będą stróże domu, wtedy zachwieją się silni mężowie,
Wtedy nieliczne żarna będą próżnować, i mrokiem okryją się patrzący przez kraty.
[…]
Albowiem człowiek idzie do domu wieczności, a płaczki chodzą po ulicach,
Aż wreszcie pęknie złoty sznur i stłucze się złoty puchar,
I urwie się wiadro nad źródłem, i złamie się koło nad studnią.
Wówczas powróci proch do ziemi, z której postał,
A duch wróci do Boga, który go dał.

Wzbiera wielka burza, niebo się ściemnia, nawet najpotężniejszych ogarnia strach, bo ruszają „młyny Boże” (żarna), które wszystkich przemielą na drobno. Innymi słowy – każdy zostanie starannie i dokładnie oceniony z poczynań całego życia, i stosownie do tego osądzony. Pora udać się do domu wieczności. Już wszystko przygotowane do pogrzebu (płaczki chodzą po ulicy) w oczekiwaniu, kiedy pęknie złoty sznur, urwie się nić żywota i wszystko, co z nim cennego kojarzymy, ulegnie zniszczeniu. Dobra tego świata przestaną mieć znaczenie, pozostanie tylko proch i dusza – jedyne, co naprawdę istnieje, bo reszta to złuda i pozór: proch wróci do ziemi, dusza – do Boga.

Dlatego też: Nieskończona jest ilość pisanych ksiąg, a nadmierne ich badanie jest utrudzeniem ciała. Biblijny kaznodzieja mówi, że rzekoma wiedza zawarta w księgach jest w istocie nic nie warta, bo prawda o życiu jest w rzeczywistości prosta: Boga się bój i przestrzegaj jego przykazań, albowiem w tym jest cała wartość człowieka. (Jak później powie Faust: poszukiwanie istoty mądrości, nadzieje na znalezienie formuły kamienia filozoficznego okazują się daremne. Bohater tragedii Goethego po latach strawionych nad książkami także stwierdzi, że był to czas zmarnowany, chociaż dochodzi do innego wniosku niż Eklezjasta – że to w młodości tkwi mądrość). Nie ma co dociekać, nie trzeba szukać gdzieś dalej „cudzej” (książkowej) prostej prawdy o życiu. Człowiek to jego moralność, egzystencja zgodna z normami wypracowanymi przez dawne pokolenia, z przykazaniami danymi od Boga. Mądrości tej nabiera się latami, choć wpajana jest od narodzenia. Młodość to tylko czas przygotowań do takiego właśnie przykładnego istnienia, by po nim śmiało stanąć przed sądem Bożym.

Czesław Karkowski

Dodaj komentarz